Jesteś tutaj: Strona GłównaKryptozoologiaPotwory Morskie

Potwory Morskie

[Obrazek: 86759242.jpg]

Ponad 60% powierzchni ziemi pokrywa woda. Nic więc dziwnego, że już od starożytności wspomina się ogromne morskie zjawy. Oceanografowie wiedzą, że wielka część tych wód jest dotąd nie zbadana. Dlatego informacje te mogą wskazywać na istnienie w ciemnych, tajemniczych głębinach licznych nieznanych i niesklasyfikowanych istot.

 

Ksiądz Olaus Magnus opisał w XVI wieku węża morskiego długiego 60 i szerokiego 6 m, który porwał ze statku zwierzęta i ludzi. Czarny wąż miał na szyi włosy czy też grzywę, lśniące czarne oczy, zaś "głowę trzymał uniesioną jak słup". Podobne typowe cechy opisywali później i inni. Według zapisków norweskiego misjonarza Hansa Egede 6.07.1734 roku przy brzegach Grenlandii pojawiła się zjawa. W roku 1741 pisze też o jej wyglądzie: "Ciało zjawy jest szerokie jak okręt i 3-4 razy dłuższe. Wynurza się z wody i znowu się zanurza".

 

Biskup Eryk Pontoppidan z Bregen, który bardzo interesował się potworami morskimi, uzyskał w roku 1752 list kapitana Lorenza von Ferry do bernańskiego sądu. Kapitan referuje w liście, jak w roku 1746 wiosłował ze swoją załogą do brzegu w norweskim mieście Molde. Widzieli wtedy węża morskiego. Miał siwą, jakoby końską głowę, wielkie czarne oczy, czarne usta i długą białą grzywę. Jego siedmio - czy ośmiokrotnie skręcone ciało sterczało z wody. Kapitan von Ferry strzelił do potwora, zanim ten się zanurzył. Więcej już się nie pojawił. Dwaj członkowie załogi potwierdzili jego słowa pod przysięgą.

[Obrazek: olausmagnusseaserpent.jpg]
Arcybiskup Olaus Magnus opisał w swym dziele Historia Skandynawii z roku 1555 jednego z potworów morskich. Ilustracja powstała na podstawie jego opisu.



W roku 1848 konserwatywny uczony, przeciwnik idei Darwina, sir Richard Owen rozpoczął na stronach The Times ostrą polemikę z kapitanem Peterem M'Quchaem. Dotyczyła ona osiemnastometrowego węża morskiego, którego kapitan i jego załoga widzieli 6 sierpnia z pokładu okrętu wojennego Daedalus w południowej części Oceanu Atlantyckiego. Według domysłów Owena marynarze widzieli lwa morskiego. Kapitan M'Quchae jednak trwał przy tym, że to rzeczywiście był wąż morski.

W maju 1901 roku parowiec Grangense płynął przez zachodnią część Oceanu Atlantyckiego. Oficerowie na mostku nagle zauważyli rzucającego się ogromnego stwora, przypominającego krokodyla. Zęby miał co najmniej piętnastocentymetrowe. Kapitan nie chciał zapisać tego szczególnego wydarzenia w dzienniku okrętowym. "Powiedziano by tylko tyle, że byliśmy wszyscy pijani. Dziękuję. Bardzo bym się cieszył, gdybyście tej sprawy nie zgłaszali naszym przełożonym." Znaleźli się jednak tacy, którzy nie bali się o swoją opinię. Porucznik George Sanford, kapitan okrętu frachtowego Lady Combermere podał w 1820 roku wiadomość, że w czasie rejsu na Ocean Atlantycki widzieli dwudziesto-trzydziestometrowego węża, który wypuszczał parę jak wieloryb.

15.05.1833 roku czterej oficerowie armii brytyjskiej wraz z magazynierem łowili ryby na otwartym morzu. Około 180 m od nich przepłynął dwudziestoczterometrowy wąż. Wydarzyło się to w zatoce Mahone przy Nowej Szkocji, 65 km od Halifax. Wszyscy byli przekonani, że widzieli coś ważnego. Przypadek ogłosił, składając następującą deklarację: "Pomyłka jest wykluczona. Bardzo się cieszymy, że przekonaliśmy się o istnieniu węża morskiego. Dotąd twierdzono, że istnieje tylko w wyobraźni amerykańskich kapitanów marynarki. Uważano to za bajki, w które nie można wierzyć."

[Obrazek: 35621384.jpg]
Wąż morski, którego widziano z okrętu wojennego Philomel w Zatoce Sueskiej w roku 1879. Niegdyś często figurował w zgłoszeniach marynarzy, ale od II połowy XIX wieku widywano go coraz rzadziej.



23.03.1830 roku załoga statku Eagle, przygotowującego się do zakotwiczenia w Charleston w Południowej Karolinie, widziała potwora morskiego, przypominającego krokodyla. Kapitan Deland przybliżył się do wygrzewającej się istoty na odległość 20 m, wycelował w jej głowę i strzelił. Wówczas potwór zanurzył się pod statek i tak silnie uderzył weń ogonem, że udało mu się go uszkodzić. Na szczęście nie zatopił go.
Potwór pojawił się jeszcze wielokrotnie przed oczyma zdumionych marynarzy. Kapitan John Ridgeway, który płynął na łodzi wiosłowej przez Ocean Atlantycki, widział potwora morskiego 25.07.1966 roku krótko przed północą. Jego towarzysz, Chay Blyth (który wsławił się jako żeglarz), właśnie spał. Ridgeway usłyszał w czasie wiosłowania jakiś szelest a następnie spostrzegł w ciemności fosforyzujące zarysy dziesięciometrowego węża morskiego. Wyglądał, jakby wisiała na nim girlanda nocnych świateł. Wąż przepłynął pod łodzią, ale na drugiej stronie już się nie wynurzył.

W ostatnich latach widziano potwora morskiego wiele razy w Anglii, u brzegów Kornwalii. Nazwano go Morgway, co w kornwalijskim dialekcie celtyckim znaczy "morski olbrzym". Inna dziwna istota pojawiła sięu brzegów Walii, w zatoce Cardigan. 2.03.1975 roku przechadzało się wzdłuż brzegów sześć miejscowych uczennic, które przy wieczornym zmierzchu spostrzegły w odległości 180 m jakąś niezwykłą istotę, zmierzającą do morza. Zwierzę miało około 3 m długości, długą szyję i ogon oraz wielkie zielone oczy. To, co widziały, opowiedziały nauczycielowi rysunków Colinowi Parkerowi, który narysował zwierzę na podstawie ich wypowiedzi. Kiedy pokazał szkic rybakom, którzy również widzieli morskiego stwora przy Bardsey Sound, natychmiast go poznali.

[Obrazek: zuiyomaru.jpg]
W całym świecie wielkie zainteresowanie wzbudziły szczątki, które w roku 1977 wyciągnięto na pokład japońskiego statku rybackiego Zuiyo Maru. Kapitan Akira Tanaka kazał je sfotografować, a następnie wyrzucił z powrotem do morza, aby mu nie skaziły zdobyczy.



Uczeni chętnie zobaczyliby namacalne, fizyczne szczątki, zaś morze czasem rzeczywiście wyrzuca dziwne szczątki na brzeg. Wielka, rozpadająca się kula, którą w lipcu 1960 roku morze wyrzuciło na pewnym odludnym wybrzeżu Tasmanii, nie wzbudziła zainteresowania uczonych. Ale w marcu 1962 roku uczeni określili miejsce znaleziska z powietrza. Próbki przesłali helikopterem. Według stanowiska urzędowego materia była "prawdopodobnie rozkładającym się tłuszczem z ciała żarłacza". Według innych biologów, którzy uważnie śledzą takie wydarzenia, jest to nieprawdopodobne.

Najbardziej przekonywujące dowody pochodzą z tych okolic, w których potwory morskie pojawiają się od czasu do czasu przez całe dziesięciolecia, a nawet stulecia. W cieśninie Georgia między Vancouver Island a Kolumbią Brytyjską na zachodnim wybrzeżu Kanady widywali potwora tubylczy Indianie na długo przed przybyciem białych osadników. Miejscowi mieszkańcy znają go dziś pod nazwą Cadborosaurus albo "Caddy".

[Obrazek: 72967679.jpg]


Jako pierwszy zobaczył "Caddy" miejscowy urzędnik państwowy F. W. Kemp na początku ubiegłego stulecia. 10.08.1932 roku widział wraz z żoną i synem, jak jakaś istota płynie w wodzie z fantastyczną szybkością. W latach trzydziestych widywano "Caddy" wielokrotnie, W roku 1950 spotkał się z nią sędzia James Brown z rodziną. Czternastometrowy wąż wynurzył się kilka razy z wody. Pani R. A. Steward w 1963 roku łowiła wraz z mężem ryby, kiedy ze zdumieniem spostrzegła ogromną, otwartą paszczę potwora. Na południe od zachodniego wybrzeża Ameryki leży wyspa San Clemente, ulubione miejsce rybaków, gdzie wielokrotnie widywano w ubiegłym stuleciu potwora. Specjalista rybołówstwa, J. Charles Davis, przeprowadził z naocznymi świadkami wiele rozmów. Stwierdził, że ich informacje są w większej części zadziwiająco godne. Świadkami byli najczęściej bogaci członkowie wielkich klubów wędkarskich, którzy wiedzieli, z czym mogą się na morzu liczyć i w żadnym wypadku nie chcieli się ośmieszyć.

Dlatego więc wąż morski jest stosunkowo nieznany? 60% Ziemi pokrywa morze, ale tylko niewielka jego część jest uczęszczana. Statki pływają po wąskich, ograniczonych szlakach. Wibracje spowodowane silnikami okrętowymi zmuszają płochliwe istoty, aby unikały tych tras. Inaczej było w czasach, gdy żaglowce były pędzone przez wiatr i morskie prądy, i bardzo często błądziły.

Dowody świadczą i istnieniu kilku rodzajów potworów morskich. Najbardziej szczegółowe i najdokładniejsze stadium na ten temat opracował w roku 1965 belgijski zoolog, dr Bernard Heuvelmans. Wydał je pod tytułem "Śladami węży morskich" (In the wake of the sea serpents). Książka jest bardzo cenna dla każdego pisarza, piszącego o potworach morskich. Dr Heuvelmans analizuje ponad 500 przypadków z lat 1639-1964. Po odrzuceniu oczywistych omyłek i oszustw zostaje 358 nie wyjaśnionych przypadków. Różnie wyglądające i zachowujące się istoty można zaszeregować do dziesięciu typów. Najczęściej widywano stwora morskiego "z długą szyją", ciałem w kształcie cygara, z czterema błonami na nogach, który pływał bardzo szybko. Najrzadszym typem jest jakiś morski jaszczur, zwierzę o długości 15-18 m, podobne do krokodyla, które widywano tylko w morzach tropikalnych. Następne typu dr Heuvelmans określił jako: koń morski, wąż wielorybny, superwydra, wielopłetwiec, superwęgorz, ojciec wszystkich żółwi oraz zwierzę z żółtym brzuchem. Jedną grupę nazwał "ambiwalentym peryskopem" - w tym przypadku może chodzić zarówno o zwierzęta z długą szyją i zwierzęta pierwszych czterech kategorii są ssakami, superwęgorz mógłby zaś być też rybą. W związku z potworem z Loch Ness zobaczymy jeszcze, ze podobna klasyfikacja powoduje co najmniej tyle samo problemów, ile ich rozwiązuje.

Podmorski świat nie jest dotąd całkiem odkryty i pomimo wątpliwości sceptyków istnieje wiele dowodów, że ogromne nieznane stwory morskie istnieją. Naukowcy mają nadzieję, że się wkrótce dowiedzą więcej o życiu w głębinach oceanów, gdyż co roku rzeczywiście odkrywają nieznane gatunki. Być może w niedługim czasie rozwiążą też zagadkę potworów żyjących w morskich głębinach.

Źródło: Księga dziwów i niewyjaśnionych zagadek

Polecamy