Powodem wypadku (jak to zwykle bywa w samolotach) była cała lista technicznych wad, w tym wypadku uszkodzony miernik wysokości, jednak załoga znała ten problem. Nowa załoga nie była zapoznana z wadami samolotu i dlatego została przypadkowo wyłączona automatyczna kontrola sprawdzająca. Później pozostałe, nieuszkodzone części pechowej maszyny zostały zastosowane jako części zamienne w bliźnich samolotach. Części, bardzo dobrze zachowane wyposażenie kuchni zostało zastosowane np. w maszynie numer 318. Od tego czasu zdarzały się dziwnie i niewyjaśnione zjawiska…
Jeden z wiceprezydentów Eastern Airlines wsiadł (przed wszystkimi pasażerami) do TriStar L-1011 w Nowym Yorku z celem miasto Miami. W pierwszej klasie zobaczył jednego z kapitanów Eastern Airlines w mundurze. Gdy go chciał przywitać i pozdrowić rozpoznał w nim zmarłego Boba Lofta i w tym momencie rozpłynęła się postać. Wiceprezydent poinformował zarząd lotów o tym zdarzeniu. Jednak przy przeszukiwaniu samolotu nic nie znaleziono. Kolejny raz był Loft widziany na lotnisku JFK, gdzie rozmawiał z pilotem i dwoma uczestnikami lotu. Pilot był później tak zakręcony, że odmówił lot ponieważ wierzył, że to było ostrzeżenie przed katastrofą.
Następne zadziwiające zdarzenie miało miejsce w maszynie nr 318. Jedna z pasażerek lotu usiadła obok bladego, choro wyglądającego mężczyzny, który nie wydusił z siebie ani słowa. Zaniepokojona jego wyglądem (mógł być chory) zawołała stewardessę. Jednak po tym mężczyzna znikł jej z oczu. Gdy później pokazano kobiecie zdjęcia oficerów lotniczych rozpoznała Dona Repo.
Na jednym z lotów z Nowego Yorku do miasta Meksyk ukazała się twarz Repo w jednym z piekarników w samolocie. Dwie stewardessy jak i jeden inżynier słyszeli go mówiącego: „Strzeżcie się przed ogniem w tej maszynie!”. Prawdziwie maszyna miała problemy przy starcie z miasta Meksyk. Pewna usterka w silniku maszyny nie pozwoliła na lot, a tym samym na gorsze zdarzenie. Później po dokładnym przeglądzie w hangarze maszyna została wycofana z użytku.
Jednak na tym te wszystkie dziwne wydarzenia nie ustały...
Instrukcje dotyczące pasów bezpieczeństwa i palenia na pokładzie zabrzmiały przez pokładowe głośniki. Przemawiał jakiś męski głos jednak żaden z pracowników tego nie mówił, nie wspominając już o włączani sprzętu nagłaśniającego. Podczas rutynowych przeglądów spotkał jeden z inżynierów mężczyznę ubranego w mundur drugiego oficera siedzącego na panelu, którego rozpoznał jako Repo. Powiedział do inżyniera: „Możesz sobie podarować kontrolę, już wszystko sprawdziłem” i po tych słowach znikną.
Nawet dziś duchy kapitana i drugiego oficera mają się troszczyć o bezpieczeństwo załogi i pasażerów samolotów. Wygląda na to, że chcą swoje błędy, co przyczyniły się do wielu śmiertelnych ofiar, naprawić przez to, że teraz zapobiegają kolejnym wypadkom…