W roku 1872 ktoś napisał do pewnej gazety, czy można wierzyć w pogłoski mówiące o tym, że w domu straszy. Na tą wypowiedź odpowiedziało wiele czytelników i napływała niekończąca się liczba listów, które odpowiadały na pytanie. W roku 1879 niejaki W.E. Howlett napisał:
Coraz więcej detali dotyczących historii wydostawało się na światło dzienne.
J.F. Meehan opublikował pewien list, w 1871 roku, który zaadresowany był do biskupa Thirlwalla. W liście była mowa pewnej rodzinie, która wynajęła dom dla zaręczonej córki, by ta zapoznała się z Londynem. Narzeczony dziewczyny został zaproszony, by mieszkać w budynku. Wieczorem przed przyjazdem pary pokojówka o północy była w tym pokoju, by przygotować go na przyjazd narzeczonych, aż nagle przeraźliwy krzyk spowił cały dom. Później znaleziono dziewczynę leżącą na podłodze. Leżała podkurczona i przerażonym spojrzeniem wpatrywała się w przeciwległy róg pomieszczenia. Pokojówkę bezzwłocznie zabrano do szpitala St. Georga. Nigdy nie dowiedziano się co zobaczyła. Wiadomo, że było to bardzo przerażające przeżycie. Następnego dnia dojechał młody narzeczony i opowiedziano mu o wszystkim tym co się wydarzyło i proszono go, by nie nocował w tym pokoju. Młodzieniec postanowił jednak przenocować w pokoju, a opowiastkę uznał za szaleństwo. Powiedział, że do północy nie zaśnie a gdyby coś miało się stać to będzie dzwonił. Dzwon zabrzmiał tylko raz, o północy i to jeszcze słabo. W bojaźni rodzina czekała kilka minut, aż dzwon zabrzmiał kilka razy i znacznie głośniej. Od razu rodzina pobiegła do pokoju i znalazła młodzieńca na tym samym miejscu co leżała służąca. On też patrzył takim wzrokiem w ten kąt… to przeraźliwe spojrzenie… Na całe szczęście młodzieńcowi udało się przeżyć to „spotkanie”, ale nie chciał się podzielić wrażeniami. Rodzina niezwłocznie opuściła budynek.
W latach 70-tych XVIII wieku sąsiedzi mówili o dziwnych szelestach wychodzących z domu – w tym czasie budynek stał pusty. Mówiono także o czymś w rodzaju płaczu. Wszystkim tym zdarzeniom towarzyszyło wędrowanie mebli i głośne trzaskanie okiennic. Zdarzało się, że książki i inne rzeczy należące do wyposażenia domu lądowały w dziwny sposób na ulicy. Zawsze gdy próbowany zbadać te zdarzenia nie zauważono nic nadzwyczajnego – wszystko było w naturalnym porządku.
Co dotyczy „elektrycznych” ścian, ukazał się w roku 1881 taki oto artykuł w jednej z gazet:
„Latem 1880 w sąsiednim domu nr 49 miał miejsce bal. Pewna dama z swoim partnerem siedziała plecami do ściany, która była również ścianą domu z numerem 50. Nagle nie wiadomo czemu kobieta odskoczyła od ściany, a mężczyzna chcąc zadać pytanie co się stało również odskoczył od tego muru. Po tym jak porównali swoje wersje zdarzenia okazało się, że poczuli w plecach dziwny chłód, mieli wrażenie jakby ktoś zza ściany obserwował ich.”
ISTNIEJE JESZCZE WIĘCEJ OPOWIEŚCI
Pewna dziewczynka imieniem Adela albo Adelaide miała spaść z okna, a jej ducha nie raz widziano trzymającego się i zwisającego z okna.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przez pewien zakład stały gość Londynu, sir Robert Warboys niewierzący w duchy, postanowił przenocować w domu. Dla zabezpieczenia mężczyzna miał dzwonić gdyby coś niezwykłego działo się na górnym piętrze. Lord Cholmondley i John Benson pozostali w bezpiecznej odległości na parterze budynku gdy Robert udał się uzbrojony w pistolet do swojego łóżka. Około godziny 2 nad ranem zabrzmiał dzwon poprzedzony głośniejszym uderzeniem. Jeszcze gdy obaj panowie zmierzali na piętro zabrzmiał strzał z pistoletu Warboysa. Kiedy otwarli drzwi zobaczyli martwego, 30 letniego mężczyznę leżącego na swoim łożu. Bezduszne ciało leżało po skośnie na łóżku, a głowa zwisała i prawie dotykała podłogi. Jego twarz wyrażała przerażenie. Było słychać strzał, ale nigdzie nie znaleziono miejsca trafienia kuli.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
W wigilię 1887 roku dwaj marynarze Robert Martin i Edward Blunden, z H.M.S. Penelope, włamało się do czasowo niezamieszkanego domu by znaleźć tani nocleg. W nocy przestraszył ich szelest wchodzenia po schodach. Obaj przysłuchiwali się dźwiękom kiedy to coś nieopisanego weszło do pokoju. Robert Martin ile miał sił w nogach uciekał z budynku na drogę prosto w ręce policjanta, który tego wieczoru miał dyżur. Obaj usłyszeli śmiertelne wołanie Edwarda, który rzucił się z okna. Znaleziono go nadzianego na płocie przed domem.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Istniała pogłoska mówiąca o „nieopisanym przerażeniu”, które wędrowało po schodach i pozostawiało lepkie ślady za sobą.
JESSIE A MIDDLETONE NAPISAŁ W THE GREY GHOST BOOK W 1912 ROKU:
„Przed laty słyszałem pewną historię mającą związek z tym domem. W tej historii duch dziecka grał główną rolę. Dziewczynka miała być molestowana i torturowana przez zarządcę domu, a to miało doprowadzić do jej śmierci. Ciągle dziecko ukazywało się domownikom, aż w końcu nikt nie odważył się tam mieszkać.”
Przez lata nie słyszano o jakimkolwiek duchu w domu nr 50, aż do roku 1969 kiedy to pewna dama zobaczyła i opisała jedynego ducha którego kiedykolwiek zobaczyła:
„Na początku1937 roku zamieszkałam z moją pracownicą w domu przy ulicy Charles Street, która graniczyła z Berkeley Street. Było to w nowym roku i przyszłam bardzo późno do domu. Od razu zawołała mnie dziewczyna do kuchni, a z kuchni przez okno widać budynek, który stoi naprzeciw. W oknie widziałyśmy mężczyznę w srebrzystej kurtce i z białą peruką co było normalne w tych czasach. Stał nieruchomo i z smutnym wyrazem twarzy patrzył przed siebie. Myślałam, że był na balu noworocznym i cierpi na kaca lub ma jakieś swoje problemy. Szturchnęłam dziewczyną bo wpatrywała się w mężczyznę. Później dowiedziałam się że rozchodzi się o dom z numerem 50.”
Kolejne zdarzenie miało miejsce też w sąsiedztwie domu nr 50. Małżeństwo, które się tam wprowadziło, mówiło, że są bardzo zaniepokojeni tamtymi wydarzeniami. Ciągle ich 8 letnia córka mówiła, że gdy budzi się w nocy widzi u stóp swojego łóżka stojącego mężczyznę – jej pokój graniczył z poddaszem nawiedzonego domu. Charles G. Harper napisał w 1907 roku w swojej książce „Haunted Houses” :
„słynny nawiedzony dom Berkeley Square nr 50 od lat należał do najczęściej odwiedzanych zabytków Londynu. Żaden mężczyzna będący w gościnie w mieście nie śmiał nie zajrzeć do budynku.”
Nawet 40 lat po tym jak antykwariat został założony w budynku jeden z pracowników Maggs Bros powiedział, że ciągle przybywali goście, którzy pytali się o ducha. Do roku 2001 nie mogli za dużo powiedzieć o tym fenomenie:
„Ten słynny pokój znajduje się obok księgarni i żaden z pracowników tam pracujących nigdy nie słyszał i nie widział nic nadzwyczajnego.”
Pewnej soboty rano roku 2001 pracował w wydziale księgowym na poddaszu Julian Wilson. Nagle coś przypominającego brązowy dymek przeleciało przez pokój i tak szybko jak się pojawiło tak też szybko znikło. W tym samym roku pewna kobieta przygotowująca pomieszczenie na imprezę mówiła, że czuła jakby ktoś ją obserwował mimo iż była sama w pokoju. Podczas imprezy jednemu z gości podobno niewidzialne „coś” wyrzuciło szklankę z ręki.
Od tego momentu znajduje się przed wejściem do pokoju tabliczka mówiąca, że nie można wchodzić do „nawiedzonego pokoju.” Wprowadzono też nową regułę, która mówi, że w budynku nie możne znajdować się mniej niż dwoje pracowników. Pracownicy muszą opuszczać budynek w tym samym czasie.