W latach pięćdziesiątych ubiegłego stulecia rząd USA wspierał wiele badań ufologicznych. Wkrótce jednak okazało się, że oficjalnie badania dążyły raczej do negacji istnienia UFO, niż do wytworzenia obiektywnego obrazu tego zagadnienia. Oficjalnie mówi się (również w niemal wszystkich państwach europejskich), że UFO stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa. Wyniki badań są zazwyczaj utrzymywane przez rządy w tajemnicy, zaś środki masowego przekazu i opinię publiczną karmią one niewiarygodnymi, zmyślonymi historiami.
Najszerszym projektem badawczym UFO był projekt pod nazwą Błękitna księga, zorganizowany przez rząd USA. Zapoczątkowany był w roku 1952 i w ciągu siedemnastu lat w jego ramach zbadano tysiące obserwacji UFO. Wiele z nich było oczywistymi oszustwami, albo błędną identyfikacją znanych przedmiotów. Pewna ilość przypadków pozostaje jednak zagadką. Błękitna księga wyjaśniła również i te za pomocą teorii wyssanych z palca. Później, gdy na podstawie ustawy o wolnym przebiegu informacji dostały się w roku 1976 do wiadomości publicznej tajne materiały, okazało się, że w ośmieszaniu UFO ma również udział CIA.
Po projekcie Błękitna księga następował dwuletni projekt badawczy, który kosztował pół miliona dolarów. Jego wynikiem jest tysiącstronicowy raport pod nazwą Condon Report[/i, sporządzony w roku 1969. Również ten materiał energicznie zaprzeczał temu, co potrafiło udowodnić wielu świadków. Nie można przekreślić faktu, że dwie trzecie przypadków nie da się wyjaśnić w konwencjonalny sposób.
[i]Condon Report był chyba ostatnim oficjalnym projektem badawczym UFO, zamówionym przez rząd. Jego celem było zapewne wykazanie, że UFO są nieszkodliwe i nie zasługują na uwagę rządu. Ale później, gdy weszła w życie ustawa o wolności informacji, światło dzienne ujrzały dokumenty świadczące o tym, że oficjalnie badania są w tajemnicy kontynuowane. Z dokumentów jasno wynika, że stale zdarzają się obserwacje radarowo-wizualne i lotnicze pościgi za UFO. Między 10 a 27.11.1975 roku zgłoszono wiele niepokojących przypadków. Nie udało się jednak zidentyfikować nisko latających obiektów, które wielokrotnie zakłócały funkcjonowanie czułych systemów odpalania rakiet i magazynów broni. Według pewnej obserwacji radarowo-wizualnej z roku 1966, które dziś można już uważać za klasyczne, UFO najwyraźniej "przesondowało" irański odrzutowiec. Te wydarzenia wywołały takie zainteresowanie, że kopie raportów posyłano ministrowi spraw zagranicznych USA, do Pentagonu, Białego Domu i służbom bezpieczeństwa.
Ale utajnianie było kontynuowane, choć ufolodzy próbowali dotrzeć do dokumentów na drodze sądowej. Te jednak w interesie bezpieczeństwa narodowego pozostały tajne. Co mogą zawierać? Dlaczego rządy wszystkich krajów pozwalają swym obywatelom błądzić w ciemności? Jest wiele możliwych wyjaśnień. Liczne UFO są przypuszczalnie tajnymi środkami lotnictwa wojskowego w trakcie prób. A rządy niechętnie ujawniają podobne szczegóły. Raczej rozciągną nad nimi zasłonę dymną w postaci mętnych historii o UFO.
Tą wersję potwierdza przypadek z 20.09.1977 roku. Tego dnia nad ranem mieszkańcy rosyjskiego miasta Pietrozawodsk zauważyli jakiś obiekt, przypominający meduzę. Naoczni świadkowie sądzili, że widzieli UFO. Wywołało to wielkie zainteresowanie w ZSRR, a nawet za granicą. Rząd radziecki, podobnie jaki inne rządy, zaprzeczał istnieniu UFO. Teraz jednak pojawiło się zjawisko, któremu zaprzeczyć się nie dało. Przyczyna była jednak całkiem inna, niż sądzono. To, co widzieli świadkowie, było szpiegowskim satelitą Kosmos955, wystrzelonym z tajnej bazy wojskowej w Plesecku. Tego wyjaśnienia radzieckie urzędy podać oczywiście nie chciały. Aby nie naruszyć tajemnicy wojskowej, pozostawiono raczej ludzi w przeświadczeniu, że widzieli UFO. Nie było innego wyjścia. Politycznie było to z pewnością lepsze, niż ujawnienie własnego tajnego urządzenia.
Rządy z dużym cynizmem podtrzymują mit o UFO również dlatego, aby odciągnąć uwagę obywateli od napięć gospodarczych i politycznych w okresach kryzysowych. Ale jest też możliwe, że prawdziwe informacje o UFO utrzymują w tajemnicy dlatego, że sami dokładnie nie wiedzą, co to jest. Chcą je dokładnie zbadać bez wywoływania paniki w społeczeństwie. Możliwe jest jednak i to, że rządy już wiedzą, iż UFO naprawdę przybywają z innej planety, lecz boją się masowej histerii, jaką by taka informacja mogła wywołać. W listopadzie 1980 roku hiszpański minister transportu powiedział, że według niego UFO bez wątpienia istnieją. W tym samym czasie pewien hiszpański generał publicznie stwierdził: "Od pewnego czasu sądzę, że UFO są pozaziemskimi środkami transportu." Następnie dodał, że badania prowadzone są przy międzynarodowej współpracy i wkrótce "społeczeństwo dowie się prawdy".
W czerwcu 1952 roku sześć norweskich odrzutowców wojskowych prowadziło ćwiczenia na pustym bezludnym archipelagu Spitsbergen. W pobliżu cieśniny Hinlopen natrafiły wśród gór na wrak. Wkrótce na miejsce przybyli norwescy uczeni, wśród których był też ekspert rakietowy. Norwedzy sądzili, że jest to z pewnością radziecki środek transportu albo rakieta. Znaleźli jednak zamiast tego wrak dyskowego obiektu z otworami na obręczy z nieznanego metalu. Po żywych istotach ani śladu.
Ale to, co w całym incydencie jest jeszcze bardziej godne uwagi, wyraził w roku 1955 pułkownik Gernod Darnbyl, rzecznik norweskiego sztabu generalnego: "Dysk, który rozbił się na Spitsbergenie, jest bardzo ważny. Choć aktualny stan badań nie umożliwia nam rozwiązania wszystkich zagadek, wierzę, że szczątki Spitsbergenu okażą się bardzo istotne. Przez pewien czas sądziliśmy błędnie, że dysk jest pochodzenia radzieckiego. Chciałbym jednak stwierdzić, że nie zbudowało go żadne państwo na Ziemi. Użyte materiały są dla uczonych, którzy prowadzą badania, zupełnie nieznane." Pułkownik dodał jeszcze, że trwają konsultacje ze specjalistami amerykańskimi i brytyjskimi. Wyniki badań nie zostały jednak nigdy opublikowane.
Francja, Hiszpania i Australia (w odróżnieniu od USA i Wielkiej Brytanii) należą do tych krajów zachodnich, które w problematyce UFO są bardziej otwarte. W roku 1974 zrobiono reportaż z udziałem ówczesnego ministra obrony Roberta Galleya. Powiedział on: "Jest niezaprzeczalnym faktem, że istnieją dziś sprawy, które potrafimy wyjaśnić tylko częściowo, albo i wcale. Muszę powiedzieć, że gdybyście widzieli ten zalew raportów od pilotów, policjantów i tych, którzy biorą udział w badaniach, też byście powiedzieli, że mamy powód do niepokoju." Takie kategoryczne stwierdzenie jest bezspornie ważne. Francja jest krajem, który ma do dyspozycji najwyżej rozwiniętą technologię. Jeżeli minister obrony rzuci taką uwagę, należy potraktować ją poważnie. Trzeba też wspomnieć stwierdzenie jednego z wiodących ekspertów oficjalnych francuskich badań ufologicznych: "Sądziliśmy, że rządy światowe znajdą prawdę o istnieniu UFO, ale w ogóle nie wiedzą, jak mają do tego problemu podejść."
Jaka jest więc prawda? Na podstawie wydarzeń ostatnich dziesięcioleci możemy wnioskować, że rządy mają coraz więcej informacji o UFO. Ujawniają je wprawdzie powoli i z ociąganiem, ale jednak ujawniają. Na przykład Hiszpania udostępniła swoje informacje zainteresowanych osobom w roku 1976. W roku 1977 opublikowano dokumenty Błękitnej Księgi. Na końcu lat siedemdziesiątych powstała we Francji oficjalna grupa ufologiczna. W roku 1981 swe tajne archiwa otworzyła również Australia. W roku 1982 Wielka Brytania ogłosiła, że w krótkim czasie chce opublikować swoje dokumenty o UFO. W roku 1984 brytyjskie ministerstwo obrony oficjalnie uznało, że UFO istnieją. Wspomniane kraje przez długie lata utrzymywały, że nie ma ani UFO, ani dokumentów o nich.
Czy oznacza to, że rządy chcą zniechęcić ufologów do dalszych badań, czy też że stopniowo udostępniają długo ukrywaną prawdę? Jedno jest pewne - na razie nie mamy dostępu do wszystkich tajnych dokumentów o UFO. Ale faktem jest i to, że rządy na całym świecie przeznaczają znaczne sumy na badania, co jest dowodem olbrzymiego zainteresowania UFO. Systematyczne maskowanie służy temu, aby tajemnica UFO pozostała ukryta.
Księga dziwów i niewyjaśnionych zagadek - podziękowania dla Ingridki6