Wiele się słyszy o "potężnym małpoludzie", czyli yetim, a także o północnoamerykańskim małpoludzie zwanym "bigfoot" ("wielka stopa"), który znany też jest jako "sasquatch" ("owłosiony człowiek"). Podobne zagadkowe istoty widziano na całym świecie: w Chinach, Australii, Afryce, w pustkowiach syberyjskich i w puszczy amazońskiej. Opisy postaci są wyjątkowo podobne i pochodzą nie tylko od naukowców, ale też zwykłych ludzi. Ponadto rośnie liczba doniesień o widzeniu zwierząt o ludzkiej postaci, nie przypominających żadnych ze znanych istot żywych.
Najczęściej widuje się je w zalesionych terenach górskich lub miejscach, gdzie dotąd spokojnie nieznana istota może się ukrywać. Takie miejsca istnieją na każdym kontynencie - najmniej jest ich w Europie. Cywilizacje Starego Świata opanowały praktycznie cały kontynent i dlatego tu spotykamy się z mniejszą liczbą doniesień o zagadkowym małpoludzie. Również cywilizacje mniej rozwinięte małą podają informacji publicznie o takowych spotkaniach. Najwięcej udokumentowanych obserwacji pochodzi z Azji północnej, gdzie ogromne, dziewicze terany sąsiadują z nowoczesnymi wielkimi miastami. W ciągu ostatnich 20-30 lat znacznie wzrosła liczba doniesień. Rozwijająca się technika, a co za tym idzie, rozwijające się cywilizacje pochłaniają więcej terenu co sprawia, że owe istoty mają mniej miejsca do życia. Może to być także wytłumaczeniem na zwiększenie się liczby doniesień - zmniejszanie terenów zmusza istoty do polowań w pobliżu ludzkich domostw.
W roku 1967 dwaj przyjaciele, Roger Patterson i R. Gimlinem, wybrali się do lasów północno kalifornijskiego Bluff Creek po śladach bigfoota. Są oni autorami znanego filmu, który w kręgu łowców bigfootów wywołał niemałe poruszenie. Panowie zauważyli istotę płci żeńskiej siedzącą nad potokiem. Patterson zeskoczył z konia, wyciągną kamerę i w biegu filmował uciekającą postać. Zanim ostatecznie istota zniknęła wśród drzew jeszcze się obejrzała. Słynną taśmę do tej pory analizowało wielu fachowców i nikt nie udowodnił, że jest fałszywa. Najciekawsze są spotkania, gdzie świadek może przez dłuższy czas obserwować napotkanego stwora. Do tych najciekawszych świadectw należy spotkanie, które przeżył William Roe w październiku 1955 roku w Mica Mountain w Kolumbii Brytyjskiej (Kanadzie).
Roe ukryty w krzakach miał doskonałą możliwość do obserwowania istoty. W oczywisty sposób chodziło o samicę, w przybliżeniu 180 cm wysokości, szerokości metra i ważącą co najmniej 135 kg. Mogła być około 6 metrów od krzaków, gdy przykucnęła dokładnie naprzeciw miejsca gdzie ukrywał się Roe. Opisał dokładnie jej wygląd, a także sposób chodzenia.
"W końcu dzika istota najwyraźniej mnie zwęszyła, gdyż przez gałęzie krzaków spojrzała wprost na mnie. Na jej tworzy odbijało się zdumienie. Była tak śmieszna, że musiałem się uśmiechnąć. Cofnęła się w krzaki 3-4 kroki, potem się wyprostowała i bardzo szybko odeszła tą samą drogą, którą przyszła. Na chwilę obejrzała się przez ramię, ale już nie z przestrachem, lecz tak, jakby miała ochotę nawiązać kontakt z czymś obcym".
Roe chciał nawet zastrzelić tę dziwną istotę, sięgnął po broń, ale nie potrafił tego zrobić."Choć nie nazwałbym tego stwora człowiekiem, czułem, że ma w sobie coś bardzo ludzkiego. Gdybym go zabił, nigdy bym sobie tego nie wybaczył".
Czy ta zagadkowa istota jest zwierzęciem, czy człowiekiem? Jasnej odpowiedzi nie potrafią udzielić ani uczeni, ani ludzie, którzy ją widzieli. "Gdybyśmy mogli zbadać choć jeden egzemplarz!" Niektórzy są zdania, że zabicie jednego bigfoota udowodni jego istnienie. Są też tacy, którzy uważają, że trzeba go zostawić w spokoju. Człowiek nie ma prawa zabijać z ciekawości.
Dr Bernard Heuvelmans, belgijski zoolog, już od dawna specjalizuje się w badaniu tajemniczych istot. W końcu 1968 roku natrafił na niezwykłe znalezisko. Dowiedział się, że jakiś jarmarczny kuglarz prezentuje coś ciekawego, jakiegoś "włochatego człowieka". Wraz z swoim przyjacielem, także zoologiem, pisarzem i specjalistą od bigfootów, doktorem Ivanem T. Sandersonem, wybrał się aby zbadać tę sprawę. Na farmie kuglarza natrafili na szczególnego stwora. Kuglarz trzymał jego ciało w wielkiej chłodni w karawanie. Na obu uczonych znalezisko zrobiło wielkie wrażenie. Od razu sfotografowali stwora, odrysowali go i porobili notatki.
Mierzył około 180 cm a całe ciało, prócz twarzy i talii miał pokryte brunatną sierścią. Było widać mosznę i penis tak, że przynajmniej płeć była pewna. Lewą rękę nad głową miał złamaną. Brakowało mu jednego oka, a drugie miał wyłupione na kości policzkowej. Tylną część głowy miał rozbitą. Wszystko to wskazywało na to, że stworowi strzelono w głowę, a on bezskutecznie próbował bronić się ręką. Było widać też skrzepłą krew. Czuli smród rozkładającego się mięsa. Przez lód widzieli rozkładającą się nogę. Kuglarz bardzo się rozzłościł, gdy mu na to zwrócili uwagę.
Wyglądało na to, że chodzi o istotę o silnej, umięśnionej budowie. Spłaszczony nos dodawał jej wyglądu boksera. Nogi były krótkie, szerokie i płaskie. Kciuk i palce na stopach były umieszczone podobnie jak u człowieka, nie jak u innych naczelnych. Właściciel bezskutecznie dążył, do tego, aby jego eksponatem zainteresowała się prasa, a także naukowcy.
Informacje donoszą także o dramatycznych wydarzeniach. W 1924 roku jakiś "dzikus" porwał i przetrzymywał w niewoli całe dni Alberta Ostmana. Do porwania miało dość w Kolumbii Brytyjskiej w pobliżu zatoki Toba. Bigfoot wielkości 2,4 m wziął Ostmana w śpiworze w ręce i wlókł gdzieś przez trzy godziny. Oszacowanie czasu było bardzo niedokładne.
Po ciemku dotarli do obozowiska dzikusa. Rankiem Ostman stwierdził, że znajdują się tam cztery istoty, duży samiec i samica, a także młode różnej płci. Ostman tabaką omamił samca, który pobiegł po wodę i dzięki temu udało mu się uciec.
Podobne przypadki miały mieć miejsce także w Himalajach, czyli praojczyźnie "małpoluda". Dosyć często słyszy się o śladach, a także o widzeniu yetiego.
Często też stwór zjawia się na górzystych terenach Chin. Kierownik chińskiej komuny, trzydziestoletni Pang Gen-Czeng, spotkał się z "włochatym człowiekiem", kiedy rąbał drewno w górach Taj-baj w prowincji Szan-si.
Instytut paleoantropologiczny i paleontologiczny Chińskiej Akademii Nauk bada poszczególne informacje, ale zagadki "dzikusa" do dziś nie udało się rozwiązać. Godny uwagi jest jednak fakt, iż opis Pang Gen-czenga jest bardzo zbliżony do informacji, które podali naoczni świadkowie z innych części świata.
Rozwiązać zagadkę "zwierzoluda" nie jest łatwo. Problem nie polega na pytaniu, czy stwór istnieje, czy nie, a jeżeli tak, czy jest to człowiek, czy zwierzę. W ostatnim czasie pojawiły się informacje, które problem jeszcze bardziej skomplikowały. Przeciętna wysokość waha się między 1,8 i 2,1 metra. Niekiedy mówi się też o niższych, czy wyższych egzemplarzach. Niektóre obrzydliwie śmierdzą. Wielu twierdzi, że smród wypuszczają umyślnie, aby człowiek się do nich nie zbliżał. Szczególnie charakterystyczną cechą są wielkie, straszne oczy, które swym blaskiem wzbudzają grozę. Największe zakłopotanie wywołuje fakt, że bigfoota nie imają się zwyczajne kule. Twierdzą to również doświadczeni łowcy.
Czasami bigfoot porównywany jest do zjawisk UFO. Są świadkowie, którzy twierdzą, że w czasie gdy UFO pojawiło się nad danym miejscem widywano tam także naszą tytułową istotę. Czyżby zwykły zbieg okoliczności, albo to nasi przybysze z kosmosu?
Inna z kolei teoria mówi, że są to hologramy, trójwymiarowe obrazy wysyłane z kosmosu. Pozostaje pytanie kto i po co miałby wysyłać takie obrazy?
Łowcy bigfootów są przekonani, że owy stwór istnieje i chcą przekonać ludzkość do jego istnienia.